magia świąt

Opowiadanie wigilijne

Dzień przed wigilią jak zwykle obchodziłam…. Inaczej niż większość.
Nie było pośpiechu, zapachu pieczonych ciast i gotowanych świątecznych potraw. Była w domu za to choinka, jedyny symbol nadchodzących wydarzeń.
Dawno temu pozbyłam się tych świątecznych zwyczajów, ale choinki jakoś nie umiałam.
Zresztą nie będę dziwić się sobie. Ostatnio słyszałam, że niektórzy ludzie innej wiary też
ubierają drzewko.
Coś w tym jednak jest magicznego.
Szłam teraz przez szary park. Niestety nigdzie nie było śniegu. Pamiętam, że kiedy byłam
dzieckiem na święta leżał biały puch. Kocham patrzeć jak białe puszyste płatki spadają
cicho w dół, albo sama wirować pośród nich.
A dziś nie ma śniegu i jakby świąt już nie było, choć z każdej strony wygląda Mikołaj,
choinka, szopka i cały ten kram.
Pamiętam jak lata temu przystawałam z zachwytem przy każdej świątecznej wystawie w witrynie sklepu.
Święta były wtedy niezwykle pięknym wydarzeniem. Wszędzie była magia. W kolorowych
pierniczkach babci, w każdej potrawie, w każdej zawieszonej bombce.
Czułam radość patrząc na krzątającą się w pośpiechu całą rodzinę, to było takie radosne
podniecenie. Oczekiwanie na chwile kiedy całą rodziną zasiądziemy razem przy stole.
Wszyscy byli wtedy tacy szczęśliwi. Składaliśmy sobie życzenia prosto z serca i nawet Ci którzy byli ze sobą skłóceni na czas świąt zawieszali białe flagi pokoju.


Pełny radosnej energii spacer na pasterkę i senny z niej powrót.
Kolejne dni świąt, w których można było beztrosko zapomnieć o problemach.
A jakie piękne było wtedy czekanie na prezent. Nie zawsze wymarzony, ale z własnego doświadczenia wiem że nie warto od razu skreślać podarunek bo nigdy nie wiadomo czy nie spełni on jakiejś roli w Twoim życiu. Mówi się że prezenty nie są najważniejsze, że zatracają magię świąt. Ale myślę że jest inaczej. W końcu dawanie prezentów jest cudownym
doświadczeniem i pewnie wielu z Was zgodzi się że lepiej jest dawać niż dostawać.
Dla mnie święta Bożego Narodzenia to przede wszystkim okres pojednania rodziny, kiedy
powinno się zapomnieć o urazach i razem z bliskimi przez te kilka dni spróbować być szczęśliwymi.
Eh..to były takie piękne chwile.
A dziś kiedy o tym myślę, czuje się zagubiona, czuje smutek i żal.
Czy moje dzieci nie poznają nigdy magii świąt? Nie wiem co robić, nie potrafię wykrzesać w
sobie energii do wyczarowania tej cudownej minionej atmosfery.
Może brak mi wiary, może czegoś innego.
Ale czy moja tęsknota za tym co było dawno temu ma w ogóle sens. Może dziś takie rzeczy już przebrzmiały. Jeśli nagle przygotuje 12 potraw, wystroje dom i rodzinę czy to obudzi magię świąt? Wątpię.
Wyszeptałam cicho do otaczających mnie drzew
– Co robić? Co robić?
Ale nikt mi nie odpowiedział. Ruszyłam więc dalej z zamiarem zostawienia wszystkiego tak jak jest.
Kiedy znalazłam się blisko mojego osiedla, zobaczyłam dwie skulone małe postacie.
Podskakiwały z zimna. Podeszłam bliżej i poznałam dzieci sąsiadki. Robiło się już ciemno
więc postanowiłam zapytać co tutaj robią takie zmarznięte.
-Hej! Dzieci, nie powinniście być już w domu?
-Powinniśmy proszę pani – odpowiedziała dziewczynka. Miała zniszczone palto, pewnie po
bracie a jej czarne włosy opadały na mizerną buzię.
– Chodźmy więc, zaprowadzę Was do mamy.
– Nie! Nie możemy jeszcze tam wrócić! – wykrzyknął chłopiec i zaraz zakrył usta, jakby
sam przestraszył się wypowiedzianych słów.
– Dlaczego nie możecie iść do domu? – zapytałam
Zauważyłam wahanie na ich twarzyczkach, ale dziewczynka w końcu spojrzała na mnie uważnie i wyszeptała
– To tajemnica…
Poczułam niepokój, więc zapytałam:
– Ale mnie możecie ją zdradzić, na pewno nikomu nie powiem, potrafię dotrzymać tajemnicy.
Na dziecięcych twarzach wyraźnie rysowała się niepewność, jednak dziewczynka, najwidoczniej bardziej rezolutna odpowiedziała:
– Tajemnica to tajemnica. Nie wolno jej zdradzić!
Zaskoczona zaczęłam główkować jak je przekonać aby zmieniły zdanie. Nie czułam pewności, że dobrze postępuję, ale były to jednak małe dzieci. Kto wie co mogły wymyślić.
– Hej, nie bójcie się. Może gdybym wiedziała po co tu stoicie, może mogłabym Wam pomóc? Martwię się, że tak marzniecie, robi się ciemno. Mama na pewno będzie się martwić, więc może wspólnymi siłami coś wymyślimy, abyście mogły jak najszybciej wrócić do niej?.
– Mama musiała wyjść, a my mieliśmy siedzieć i na nią czekać. Ale nie mogliśmy nic nie robić – powiedział chłopiec, miał niezwykle niebieskie oczy w ciemnej oprawie.
– Dlaczego musieliście wyjść?
– Bo musimy go znaleźć – chłopczykowi najwyraźniej rozplątał się język,
ale dziewczynka spoglądała chmurnie na brata. Widziałam jednak, że w jej oczach czaił się strach.
– Widziała pani Mikołaja? Tego prawdziwego? – zapytał malec.
Na moment mnie zatkało, ale po chwili powiedziałam
– Tak, kiedyś widziałam
– Kiedy?
– Hmm… no nie pamiętam, chyba kilka lat temu.
Obie drobne twarze momentalnie posmutniały.
– Czekacie tutaj na Mikołaja? – zapytałam, domyślając się chyba o co chodzi.
– Tak, chcemy żeby spełnił nasze życzenie. Mikołaj potrafi je spełniać…jeśli ktoś był oczywiście grzeczny – powiedziała dziewczynka.
– Oczywiście masz rację – potwierdziłam kiwając głową, a w duszy dziwiłam się. Moje dzieci, 8-mio letni Maciuś i 6-cio letni Tomek były w tym samym wieku co ta stojąca przede mną dwójka.
Ale moje nie wierzyły już w Mikołaja.
– A czego sobie życzycie?
– My nic, ale nasza mamusia dzisiaj płakała.
– Płakała? Czy coś się stało – zapytałam zmartwiona
– Nie mamy choinki – odpowiedziała dziewczynka
– To nie tylko chodzi o choinkę – poprawił ją starszy brat – ale o to, że nie mamy pieniędzy aby zrobić święta. Tatuś umarł w tamtym roku, jesteśmy sami i mama jest taka smutna. A teraz jak mają być święta robi się coraz smutniejsza.
– Mamusia mówiła że marzy aby wyprawić nam prawdziwą rodzinną wigilię – dziewczynka wygięła usta w podkówkę – i tylko Mikołaj może nam pomóc.
– Rozumiem… – wpadłam w zadumę.
Dzieci patrzyły na mnie z wyczekiwaniem. W końcu powiedziałam:
– Mam pewien pomysł. W domu mam komputer i nie wiem czy wiecie, ale przez Internet można wysłać list do Mikołaja. Pójdziemy więc do mnie razem i raz dwa wyślemy list. A potem wrócicie do domu. Ok.?
– Dobrze proszę pani – odpowiedziały chórem i ruszyły za mną.
Mąż spojrzał zdziwiony gdy zobaczył kogo ze sobą prowadzę. Puściłam mu oko i przeszłam do salonu gdzie moi chłopcy właśnie kończyli stroić choinkę.
– O jaka cudowna! – wykrzyknęłam i przytuliłam moje skarby – Mamy gości.
Dzieci zaczęły się witać a ja zajęłam się komputerem. Po chwili wysłaliśmy list, dzieciaczki
były widocznie szczęśliwsze. Odprowadziłam je do domu i wróciłam do mojej jeszcze bardziej zdziwionej rodziny.
– O co chodzi? – zapytał od razu mąż.
– Dlaczego wkręcasz tym dzieciakom filmy o Mikołaju? – zaśmiał się Maciek.
Westchnęłam i odpowiedziałam:
– Zrobię sobie herbatę i zaraz wszystko Wam opowiem.
Gdy wróciłam do pokoju, moi mężczyźni siedzieli na tapczanie. Usiadłam więc naprzeciwko
i opowiedziałam im co mnie spotkało. Gdy skończyłam dzieci zaczeły nabijać się z tego że ktoś może wierzyć w Mikołaja. Mąż jednak zaraz ich uciszył i powiedział.
– Powinniśmy im pomóc. Mam nawet kilka pomysłów.
Spojrzałam na niego z wdzięcznością.
– Chłopcy, pierwszy pomysł to taki, że pójdziecie do swojego pokoju i wybierzecie kilka ładnych zabawek. Takich które nie mają dla Was jakieś szczególnie ważne oczywiście. Zrobimy z nich prezenty dla dzieci sąsiadki.
– Ja nie chcę oddawać swoich zabawek – oburzył się Tomek.
Popatrzyliśmy z mężem na siebie bezradnie.
-Kochanie – zaczęłam mówić do synka – te dzieci nie mają wiele zabawek. Pomyśl, gdybyś Ty miał ich tylko kilka to czy nie pragnąłbyś aby Ci ktoś podarował jakąś zabawkę. Uwierz mi, że sprawisz im ogromną radość. Powiem Ci jeszcze taki sekret. Ten kto daje innym jest sam szczęśliwszy.
– Dlaczego? – zapytał Maciuś
– Hmm…pomyślcie, lubicie robić np. przyjemności mi i tacie. Czasami coś pomożecie, coś pięknego narysujecie, czasami dacie buziaka. I na pewno jesteście szczęśliwi gdy to robicie.
Ale coś dobrego można robić nie tylko dla najbliższych, można także dla innych i zapewniam
Was, że każdy dobry uczynek Wam się zwróci i każdy da Wam radość. Poza tym zbliżają się święta, a w święta każdy powinien odnaleźć w sobie dobro i się nim podzielić z innymi. Bo im więcej się nim dzielimy, tym więcej go mamy.
Maciuś patrzył na mnie poważnie, a Tomek miał nadal naburmuszoną minkę.
– No ruszajcie do pokoju chłopcy – powiedział tatuś
Kiedy zostaliśmy sami, przytuliliśmy się do Siebie w ciszy.
– Kocham Cię – wyszeptałam – i dziękuję Ci za to, że jesteś taki cudowny i nie masz nic przeciwko temu, aby te święta były inne.
Przemek, mój mąż uśmiechnął się a potem pocałował mnie czule.
– Marzyłem ostatnio o tym aby te święta były czymś więcej niż zazwyczaj. I myślę że ktoś postawił na Twojej drodze te dzieci, abyśmy w te święta mogli być lepsi.
– Co więc robimy? – zapytałam
– Mam dwie opcje. Albo idziemy na zakupy, kupujemy wszystko podwójnie i jedną cześć zaniesiemy pani Basi. Albo idziemy na zakupy,kupujemy wszystko podwójnie, wracamy do domu i zakasujemy rękawy szykując wigilijną kolację – powiedział ze śmiechem.
– Wolałabym druga opcję. Co jednak, jeśli pani Basia się nie zgodzi?
– Podejrzewam, że od razu to się na pewno nie zgodzi, ale myślę, że warto spróbować ją namówić.
– Wiesz co, zrobimy tak. Teraz sporządzimy listę zakupów. Potem ja pojadę na zakupy, a Ty pójdziesz namawiać na to wszystko sąsiadkę.
– Dobrze, zrobimy tak jak mówisz.
Uporaliśmy się szybko z listą i każdy ruszył w swoją stronę.
Ja do sąsiadki. Kiedy otworzyła drzwi uśmiechnęłam się i zapytałam czy mogę z nią porozmawiać. Zaprosiła mnie do swojego skromnie urządzonego mieszkania. Oczywiście nie od razu dała się przekonać, ale w końcu dopięłam swego. Pani Basia powiedziała, że przyniesie ciasto które właśnie piekła.
W domu zwołałam cała rodzinę w kuchni. I zaczęło się wielkie gotowanie. Śmiechu mieliśmy co nie miara, szczególnie kiedy synowie pozaklejali się ciastem pierogowym. Mąka była wszędzie.
Ale do pokojów rozchodziliśmy zmęczeni i uśmiechnięci.
Od rana wzięliśmy się znowu do pracy, a popołudniu byliśmy gotowi.
Czułam niepokój, martwiłam się czy wszystko się uda, czy nie będzie zbyt sztywno.
Na początku rzeczywiście było trochę sztywno, ale wkrótce dzieci zaczęły się bawić razem wesoło. Potem i my dorośli pogrążyliśmy się w ożywionej rozmowie o…dzieciach. Tak to już jest, że jak się spotykają ludzie którzy mają dzieci to jest to ulubiony temat.
Pani Basia okazała się przesympatyczną, ciepłą kobietą o pięknym głosie. Przekonaliśmy się o tym gdy zaczęła śpiewać kolędy. Długo nie mogliśmy się rozstać. W czasie pożegnania dziewczynka (na imię miała Julia, a jej brat Kacper) przytuliła się do mnie i wyszeptała:
– Czy pani jest Św. Mikołajem? Spełniła pani nasze życzenie.
– Oh, skarbie nie jestem, przecież Św. Mikołaj nie jest kobietą.
Obie wybuchłyśmy śmiechem.

***

Dzień przed wigilią jak zwykle obchodziłam….ze swoimi bliskimi. Ale w tym roku Przemka już nie było. Przy wigilijnym stole zasiądę ja, Tomek, Maciuś z żoną Julią oraz teściową Basią.
Będzie też nasz mały wnuk Mikołaj. Nasza Wigilia będzie jak zwykle wspaniała, ale w naszej pamięci najpiękniejsza zdaje się być ta pierwsza wspólna.
Mam nadzieję, że życie pozwoli nam przeżyć jeszcze kilka takich pięknych świąt.
A teraz kończę swoją opowieść bo czas wyciągnąć choinkę i bombki z szafy i przygotować się
na kolejne piękne chwile…

autor patija
źródło klik