ŚWIĄTECZNA OPOWIEŚĆ

Maciek obudził się bardzo zadowolony. – Nareszcie! – pomyślał i pobiegł do sypialni rodziców. – Wstawajcie! Trzeba ubierać choinkę! To, co zaczęło się w domu, przypominało jazdę na karuzeli. Wszyscy krzątali się w pośpiechu. Tata przede wszystkim zajął się choinką. Mama z babcią, która specjalnie do nich dzisiaj przyjechała, pracowały w kuchni. Mała Anula plątała się pod nogami, a Maciek próbował wszystkim pomagać. – Kiedy będą prezenty? – zanudzał w między czasie. – Wyglądaj przez okno. Gdy zobaczysz pierwszą gwiazdkę, rozpoczniemy wigilię – mama próbowała znaleźć chłopcu jakieś zajęcie. Dom powoli napełniał się świątecznymi zapachami. W pokoju królował zapach świerku. Choinka była przepiękna. Wisiały na niej łańcuchy i zabawki, które Maciek zrobił razem z mamą. A na samym czubku drzewka tata zawiesił złotą gwiazdę. Zauroczony chłopiec przypatrywał się jej w skupieniu.

– Ojej, muszę zobaczyć, czy nie ma gwiazdki na niebie – przypomniał sobie. Wyjrzał przez okno i zobaczył to, na co tak długo czekał.
Za oknem wyraźnie błyszczała malutka gwiazdka.
– Jest!!! – krzyknął Maciek. Wszyscy odświętnie ubrani usiedli przy stole, … a w zasadzie prawie wszyscy. Maciek siedział
przy choince. – Mamo, tam są jakieś paczki – chłopiec nie mógł oderwać wzroku od kolorowych pakunków. Nawet nie zauważył,
kiedy znalazły się pod choinką. – Widzimy – wesoło powiedział tata. – Ale teraz chodź do stołu. Mam coś ważnego do przeczytania o Bożym Narodzeniu. Maciek niechętnie usiadł na krześle. Tata wziął do ręki Pismo św. i przeczytał z niego fragment. Jaki? Maciek nie miał pojęcia. Cały czas myślał o prezentach. Potem wszyscy dzielili się opłatkiem i składali sobie życzenia. A potem jeszcze musiał zjeść barszcz i pierogi. W końcu tata pozwolił mu rozpakować kolorowe paczuszki.
– Zobaczcie, co dostałem – szalał Maciek. – Samochód na pilota! Super!
Oprócz samochodu chłopiec dostał książkę, klocki i małego aniołka. Ale inne prezenty zupełnie go nie interesowały.

– W nocy mama i ja pójdziemy do kościoła. Babcia z wami zostanie
– powiedział tata pod koniec kolacji, ale Maciek go nie słuchał. Jak mógł słuchać? Interesował go jedynie nowy samochód. Przez resztę wieczoru bawił się tylko nim. Wziął go nawet do łóżka. W środku nocy Maciek obudził się niespodziewanie. Coś mu się
przyśniło, ale nie wiedział co. Wziął samochód pod pachę i poszedł do sypialni rodziców. Wskoczył do łóżka, żeby przytulić się
do mamy, ale … mamy w łóżku nie było. Ani taty. Przestraszony pobiegł do dużego pokoju, ale tam też nikogo nie było. Ani w kuchni! W pokoju Anuli spała co prawda babcia, ale Maciek zapomniał o tym. Zapomniał też, co mówił tata podczas kolacji; … że w nocy pójdą do kościoła. Maciek usiadł pod choinką. Było mu smutno i już, już miał się rozpłakać, gdy …
– Nie płacz – powiedział mały aniołek.
– A, a… ty skąd się tutaj wziąłeś? – spytał zaskoczony chłopiec.
– Jak to skąd? Dostałeś mnie w prezencie – aniołek był niezadowolony.
Trudno mu się dziwić. Nikt nie lubi być niezauważony.
– Gdzie są moi rodzice? – Maciek próbował zmienić temat. Głupio mu było, że nie rozpoznał aniołka.
– Ubieraj się szybko, to zaprowadzę cię do nich.
Chłopiec w pośpiechu założył ubranie, a potem otworzył drzwi i wybiegł na klatkę. Chciał znaleźć przycisk windy, ale nie było ściany. Poza tym było bardzo zimno. No i (to było chyba najgorsze) poczuł, że jego nogi grzęzną w śniegu.
– Co jest? – zawołał zdenerwowany Maciek. – Gdzie jest ten anioł?
Ale aniołka nie było.
Chłopiec zobaczył w dali malutkie światełko. Odważnie pobiegł przed siebie. Nie było łatwo. Nogi zapadały mu się w śniegu.
Biegł, biegł, a światełko było coraz wyraźniejsze. Gdy Maciek był już blisko niego, rozpoznał, że to świeci gwiazda.
– Zupełnie taka sama, jak na naszej choince – uradował się. Koło niego pojawili się jacyś ludzie.
– Ty też widziałeś anioła? – zapytał Maćka dziwnie ubrany chłopczyk.
– Tak. Właśnie go szukam.
– Po co go szukasz? On nie jest najważniejszy – oddalając się
powiedział nieznajomy.
Maciek szybko poszedł za nim. Gwiazda świeciła jasno, a jej ogon wyraźnie wskazywał na drewnianą szopę. Drzwi szopy były otwarte. Maciek przecisnął się przez stadko owiec. W środku było trochę ludzi i zwierząt. Wszyscy patrzeli na małe dziecko, które spokojnie spało w żłóbku.

– Podejdź tutaj – cichutko powiedział pan, siedzący najbliżej dziecka.
– To jest Jezus. Urodził się dzisiaj.
Maciek uważnie przyjrzał się chłopczykowi. – Strasznie mały – pomyślał.
Św. Józef (bo to on właśnie zaczepił chłopca) uśmiechnął się. – Na razie jest mały. Ale urośnie. Jeszcze poznasz, że to On jest twoim najlepszym przyjacielem. – Tata coś mówił, że jest Boże Narodzenie – cicho zastanawiał się Maciek. – Narodzenie – porodzenie – mamrotał zmęczony. Młoda pani, która siedziała z drugiej strony żłóbka czule spojrzała na Maćka. To była Maryja, mama Jezusa. Wesoło mrugnęła do mamy chłopca, która właśnie podchodziła do syna.
– Mamo – wyszeptał Maciek. – Już wiem, co jest najważniejsze w te święta.

A TY WIESZ?