„Jak wół i osioł trafili do stajenki”
Kiedy Józef wędrował z Maryją do Betlejem, jeden aniołów zwołał w tajemnicy wszystkie zwierzęta, aby wybrać te, które pomogą świętej Rodzinie w stajence. Jako pierwszy zgłosił się, naturalnie, lew:
– Tylko król jest godny tego, by służyć Panu całego świata – zaryczał. – Rozerwę na strzępy każdego, kto zbliży się do Dzieciątka.
– Jesteś dla mnie zbyt dziki i wojowniczy – powiedział anioł.
Po tych słowach zakradł się lis. Z niewinną miną powiedział:
– Ja się dobrze zaopiekuję. Przyniosę dla Dzieciątka Bożego najsłodszy miód, a dla jego matki ukradnę każdego ranka kurę!
– Jesteś dla mnie zbyt przebiegły – powiedział anioł ze smutkiem.
Wtedy dumnie podszedł do anioła paw. Z szelestem otworzył swój ogon i pysznił się swoimi barwnymi piórkami. Powiedział:
– Ozdobię tę biedną stajnię piękniej niż Salomon swoją świątynię!
– Jesteś dla mnie zbyt próżny – powiedział anioł.
Wierszowana opowieść wigilijna
Jest wigilia więc Filipek gwiazdki wypatruje
wie że gdy wzejdzie na niebie prezenty zwiastuje.
Chociaż choinka ubrana opłatek na stole
lecz że brak prezentu pod nią ma bruzdy na czole.
O tym jak Miu i Lu spotkały świątecznego Elfa
Miu przeciągnęła się leniwie i ziewnęła. Promienie słońca powoli wdrapywały się po ścianie, a z kuchni dobiegał dźwięk świszczącego czajnika i delikatnie brzęczących filiżanek.
To Lu robiła już śniadanie. Podgrzewała w czajniku dwie krople źródlanej wody, do których zaraz wrzuci dwa nasiona dzikiej róży. Miu uwielbiała smak tej herbaty, idealnie pasował do drożdżowych rogalików, które piekła mama. W sam raz na dobry początek dnia. Miu wyskoczyła z łóżeczka i, jak codziennie, weszła prawą nogą w wiaderko z klockami.
Bajka
Wysoko, wysoko nad nami, w Niebie, gdzie żyją aniołki i święci trwało wielkie poruszenie. Jak co roku Święty Piotr wybierał jednego aniołka, który będzie zapalał Pierwszą Gwiazdkę w wigilię Bożego Narodzenia. A zapalić ma ją po to, by ludzie na ziemi wiedzieli kiedy mogą zasiąść do wieczerzy. Pierwsza Gwiazdka miała ogromną moc – potrafiła spełniać życzenia. Wszystkie aniołki marzyły o zapaleniu Pierwszej Gwiazdki, więc były bardzo grzeczne, myły ząbki, miały porządek w pokojach i zawsze pościelane łóżeczka.
Tym razem Święty Piotr wybrał jednak małego i wesołego aniołka imieniem Lenusia. Święty Piotr dokładnie wytłumaczył Lenusi jak ma zapalić Gwiazdkę. Będzie musiała do niej ostrożnie podlecieć, tak by ludzie jej nie widzieli, strząsnąć z aureoli złoty pył i wypowiedzieć:
Gwiazdo Wigilijna, co świecisz na niebie,
daj ludziom nadzieję, co są w potrzebie,
zagubionym – proste ścieżki podaruj,
radości – smutnym wcale nie żałuj
Całe święta niech będą czarami
Bo Pan Jezus jest między nami!
Wielkimi krokami zbliżało się Boże Narodzenie, a Lenusia coraz bardziej się denerwowała swoją rolą.
Najważniejszy prezent
To był czas ogromnego zamieszania w niebie. Aniołki szykowały się do drogi na ziemię aby tam myszkować po parapetach dziecinnych pokoików w poszukiwaniu listów do Świętego Mikołaja. Roboty było co niemiara. Trzeba przecież wyprostować skrzydełka, wyprać białe szaliczki i czapeczki, wypastować złote buciki…
Prawdziwa historia o Świętym Mikołaju
To było dawno temu, ale to nie baśń.
W mieście Patara żyło pewne bogate małżeństwo. Bardzo chcieli mieć dzieci, ale czas płynął, a dziecka wciąż nie było. Jednak nie tracili nadziei modląc się każdego dnia o upragnione dziecko. W końcu Bóg spełnił ich gorącą prośbę i wkrótce żona urodziła chłopca, któremu dali na imię Mikołaj.
Chłopiec rósł zdrowo otoczony miłością, rodzice wychowywali go w wierze chrześcijańskiej, opowiadali o życiu Jezusa.
Pewnego razu Mikołaj poszedł na spacer i zabrał ze sobą jedzenie. Postanowił bowiem zrobić sobie piknik. Kiedy dotarł na skraj lasu i zgłodniał porządnie postanowił w końcu zjeść. Zobaczył wtedy dwóch małych chłopców siedzących przed biedną chatką. Dzieci były smutne i głodne. Mikołaj postanowił poczęstować dzieci swoim jedzeniem, ale dzieciaki uciekły wystraszone bojąc się zaufać obcemu bogaczowi.
Mikołaj był coraz bardziej głodny, ale jego dobre serce wzięło górę i postanowił po prostu podrzucić jedzenie. Tymczasem chłopcy wyglądali ukradkiem przez małe okienko i kiedy nabrali pewności, że obcy odszedł – znów wyszli z chaty. Na rozłożonej przed progiem chuście leżał świeżutki chleb i ser – zostawione specjalnie dla nich.
Sąsiedzi z drugiego piętra – opowiadanie Wigilijne
Jakoś tak zazwyczaj jest, że przed Świętami Bożego Narodzenia wszyscy dla siebie są milsi. Dozorca z naszej kamienicy nie przegania sprzed okien dzieciaków lepiących bałwana, choć zwykle jest dla nich postrachem. Tak więc nawet dozorca jest uprzejmy i miły przed Wigilią, tylko sąsiedzi z drugiego piętra, Państwo D., są niezmiennie ponurzy i opryskliwi. Kiedy tylko spotykałem ich jako dziecko na klatce schodowej serce mi zamierało, a żołądek podchodził do gardła. Pan D. wzbudzał we mnie i moim rodzeństwie paraliżujący strach. Nigdy nie wyrządził nam krzywdy i właściwie nie mieliśmy żadnego konkretnego powodu, by się go bać, a jednak unikaliśmy go jak ognia. Pan D. był starszym człowiekiem, ale zupełnie nie przypominał przemiłych, uśmiechniętych staruszków.
Wigilijne spotkanie
Pewnej bardzo mroźnej zimy, gdzieś w jednej z zapomnianych lapońskich wiosek, uboga kobieta, z troską pielęgnowała chore niemowlę. Była to wigilia Bożego Narodzenia i choć większość ludzi jest wtedy wesoła i radosna, kobieta czuła się samotna i opuszczona, a w jej skromnej chacie próżno by szukać świątecznego nastroju. Jej mąż zmarł niedawno, nie doczekawszy narodzin dziecka, więc teraz nie mogła liczyć na niczyją pomoc. Z niepokojem patrzyła na rozpalone gorączką policzki dziecka. Nawet jeśli byłoby ja stać na wezwanie lekarza, ten nie zdołałby dotrzeć do tej zasypanej śniegiem wioski. W pewnym momencie, nie wiadomo skąd, w niebieskawej poświacie pojawił się obok niej Anioł. Oszołomiona jego obecnością, nie wierząc własnym oczom, kobieta zapytała łamiącym się głosem.: „Skąd się wziąłeś i po co przyszedłeś?” Nie śmiała głośno wypowiedzieć strasznej myśli jaka powstała w jej głowie, że być może przyszedł on po duszę jej maleńkiego synka. Spojrzała szybko na niemowlę, które spało niespokojnym snem, lecz z wolna zdawało się oddychać coraz równiej. „Jestem Aniołem, chcę zanieść Mikołajowi nową parę rękawic, by nie marzły mu dłonie, gdy powozi reniferami. Miał być w tej okolicy.
Opowiadanie wigilijne
Dzień przed wigilią jak zwykle obchodziłam…. Inaczej niż większość.
Nie było pośpiechu, zapachu pieczonych ciast i gotowanych świątecznych potraw. Była w domu za to choinka, jedyny symbol nadchodzących wydarzeń.
Dawno temu pozbyłam się tych świątecznych zwyczajów, ale choinki jakoś nie umiałam.
Zresztą nie będę dziwić się sobie. Ostatnio słyszałam, że niektórzy ludzie innej wiary też
ubierają drzewko.
Coś w tym jednak jest magicznego.
Szłam teraz przez szary park. Niestety nigdzie nie było śniegu. Pamiętam, że kiedy byłam
dzieckiem na święta leżał biały puch. Kocham patrzeć jak białe puszyste płatki spadają
cicho w dół, albo sama wirować pośród nich.
A dziś nie ma śniegu i jakby świąt już nie było, choć z każdej strony wygląda Mikołaj,
choinka, szopka i cały ten kram.
Pamiętam jak lata temu przystawałam z zachwytem przy każdej świątecznej wystawie w witrynie sklepu.
Święta były wtedy niezwykle pięknym wydarzeniem. Wszędzie była magia. W kolorowych
pierniczkach babci, w każdej potrawie, w każdej zawieszonej bombce.
Czułam radość patrząc na krzątającą się w pośpiechu całą rodzinę, to było takie radosne
podniecenie. Oczekiwanie na chwile kiedy całą rodziną zasiądziemy razem przy stole.
Wszyscy byli wtedy tacy szczęśliwi. Składaliśmy sobie życzenia prosto z serca i nawet Ci którzy byli ze sobą skłóceni na czas świąt zawieszali białe flagi pokoju.
DWADZIEŚCIA LAT SPÓŹNIENIA
Od zawsze wąskie usta pani Jadwigi zrobiły się teraz cienkie jak jedwabna nitka. Stała, lewą ręką podtrzymując rozkołatane serce, w prawej zaś ściskając wyjętą przed chwilą ze skrzynki kartkę pocztową. Wszystko było nie tak. I to, że w ogóle jakaś kartka świąteczna wylądowała w skrzynce, choć nie miała prawa, bo pani Jadwiga od lat nie utrzymywała z nikim kontaktu. I to, że kartka przedstawiała niegustowny, ckliwy obrazek Świętej Rodziny z Jezusem wyglądającym jak gumowa lalka made in China. I to, że na kartce napisane było wyraźnie, co w ogóle napisane być nie powinno, pośpiesznym, nieeleganckim pismem, z kiepskim stylem: „Droga Ciociu! Postanowiliśmy z Marysią odwiedzić Ciebie w Święta. Marysia jeszcze Ciebie nie zna, a i ja tak dawno Cię nie widziałem. Lada chwila urodzi nam się dziecko, więc już na nic nie będzie czasu. Sama rozumiesz… Przyjedziemy w Wigilię rano. Adres, jak widzisz, znam. Serdeczne całusy i do zobaczenia! Twój chrzestny syn Józek”.
─ Dzień dobry, Wróblowate. Dziś wyjątkowy dzień, rozpoczął się Adwent ─ powiedział Ogrodnik, rozrzucając więcej niż zazwyczaj nasion.
─ Ćwir, ćwir, co to jest Adwent, mamo? – zapytał Wróbelek Zwyczajny, przełykając łuskany słonecznik.
─ Oczekiwanie, synku. Adwent to czas radosnego oczekiwania na Pana Jezusa.
─ Mmm, czy to jest jak oczekiwanie na pyszne nasionka, ćwir, ćwir?
─ To musi być coś znacznie piękniejszego; kiedy Ogrodnik wspomina o Jezusie, radośnieje, aż mnie weselej.
─ Eeee, dziś nie ma się z czego cieszyć ─ machnęła skrzydłem Wróblinka, starsza siostra Wróbelka Zwyczajnego. ─ Gdziekolwiek spojrzeć brunatny, zimnoponury listopad. Blee, ble, bleee.
─ Oj, Wróblinko, moja patszynko, oderwij oczy od zgniłych liści, spójrz na gałązki uginające się pod ciężarem owoców; jarzębiny i głogu, tarniny i śnieguliczek. Ciesz się z tego, że możesz tak sprawnie skakać i fruwać, smakować i przeżuwać. Przytul się do brata, od razu zrobi ci się cieplej!
─ Ćwir, albo do Taty Wróbla Zwyczajnego, ćwir, wracajmy do domku ─ krzyknął Wróbelek Zwyczajny, podrywając się do lotu.
Wróblowaci, kiedy jeszcze nie było Wróblinki i Wróbelka Zwyczajnego, zbudowali gniazdo z piórek oraz trawy pod dachem domu Ogrodnika. Nadal bardzo tutaj przyjemnie. Ogrodnik dba o ptaki, jeżeli w wiadrze kończy się deszczówka, a na deszcz się nie zanosi, zawsze wlewa świeżą wodę. Kieszenie ma pełne ziarna i przysmaków; wszystkim się dzieli z Wróblowatymi oraz Kotem. Zielone, kocie oczy najpiękniej wyglądają, gdy Ogrodnik zapala starą Latarnię przed domem. Wróbelek Zwyczajny mógłby wtedy patrzeć i patrzeć z otwartym dzióbkiem. Ach!
Czytaj dalej »
O Barbarze i świętym Mikołaju z Gołańczy
Wiele lat temu na brzegu jeziora Smolary stał zamek zwany Gołańczą. Mieszkał w nim kasztelan Maćko, który miał małą córeczkę – Barbarę. Był dzielnym wojakiem i wraz ze swoją drużyną strzegł swoich ziem przed napadami zbójników. W czasie jego nieobecności opiekę nad zamkiem sprawował sekretarz, zaś Barbarą opiekował się stary zakonnik. Nie spuszczał on z dziewczynki oczu – pilnował jej, gdy bawiła się w ogrodzie i czytał jej starożytne księgi, gdy przesiadywała z nim w bibliotece. Pewnego razu przybyli do zakonnika dwaj rycerze.
Dawno temu żył stary pasterz, który lubił wpatrywać się nocami w gwiazdy i dobrze znał ich wędrówki. Wsparty na swojej lasce, z wzrokiem utkwionym w gwiazdy, pasterz stał kiedyś długo bez ruchu.
– On przyjdzie! – powiedział.
– Kiedy przyjdzie? – spytał go wnuczek.
– Niedługo!
Inni pasterze śmiali się z niego.
– Niedługo! – szydzili. – Mówisz tak od tylu lat!
Starzec nie dbał o ich szyderstwa, zasmucała go jedynie wątpliwość, jaką dostrzegał w oczach własnego wnuka. Gdyby umarł, kto powtarzałby przepowiednie proroka? Oby On nadszedł szybko! Serce starca przepełnione było oczekiwaniem.
– Czy On nosić będzie złotą koronę? – pytanie wnuczka przerwało jego rozważanie.
HISTORIA O ANIOŁKU I BOŻONARODZENIOWEJ GWIAZDCE
Opowiem wam historię o aniołku małym ,
spacerował wśród gwiazdek w swym ubranku białym
zawsze wesoły, bawił się z wszystkimi,
anioły w niebie bardzo go lubiły.
BAJKA O WIGILIJNEJ GWIAZDCE
Była sobie mała, wigilijna gwiazdka. Co roku w ten jedyny wieczór wychodziła na niebo i rozbłyskiwała, jak tylko potrafiła najpiękniej. Ale potem, przez dwanaście długich miesięcy musiała czekać, aż znowu przyjdzie wigilia Bożego Narodzenia. Mała gwiazdka wcale nie była z tego zadowolona. Często użalała się nad swoim losem:
– Dlaczego mogę pokazywać się ludziom tylko raz w roku? To naprawdę niesprawiedliwe! Tak bardzo chciałabym być kimś innym…
Pewnego razu, gdy stary, poczciwy księżyc rozgościł się na niebie, mała gwiazdka rozpoczęła swoje narzekania.
– Jaki ty jesteś szczęśliwy, że zawsze o zmierzchu zwiastujesz nadejście nocy!… – chlipała.
BŁĘKITNY PODARUNEK
Cały zasypany śniegiem Wiedeń tonął w srebrzystych dźwiękach dzwoneczków. Zdobiły one końskie uzdy, rzucały złociste refleksy wprost z miejskich dorożek i pobrzękiwały na drzwiach sklepów, sklepików oraz kawiarenek. Maleńkie mosiężne dzwoneczki, związane ciasno czerwoną atłasową wstążką, witały swą sopranową słodyczą gości kafejki mieszczącej się nieopodal katedry.
Jednym z nich był młodzieniec o orlim nosie i bujnych włosach koloru orzechów laskowych. Ich bujne fale zdawały się wciąż poruszać w rytm jakiejś tajemniczej, niespokojnej i niesłyszalnej dla nikogo muzyki. A wielkie oczy, na które wciąż opadały nieposłuszną smugą, lśniły jak dwa płomienie gniewu. Młodzieniec trzymał w dłoni zgnieciony list, którego napisana atramentem treść nieco rozlała się po papierze na skutek spotkania z kilkoma śnieżnymi płatkami.
PUSTE PUDEŁKO
Mała dziewczynka przygotowała podarunek na Boże Narodzenie. Owijała pudełko w piękny, kolorowy papier, zużywając go bardzo dużo i robiąc przesadne kokardy.
– Co robisz?! – skarcił ją ojciec – tak tylko zniszczysz cały swój papier. Czy wyobrażasz sobie, ile on kosztuje?
Dziewczynka z załzawionymi oczami skryła się w kącie, mocno przyciskając do serca swoje pudełko. W wigilijny wieczór, stąpając lekko jak ptak, zbliżyła się do taty, który siedział za stołem i położyła przed nim pakunek w ozdobionym papierze.
– Tatusiu, to dla ciebie – wyszeptała.
TRZY KOLOROWE ANIOŁKI
(Z tomiku „Bajki niebieskie”)
Gdy święty Mikołaj skończył robotę z pomocą swoich aniołków, powiedział im jak co dzień:
– Idźcie spać. Bo jutro jeszcze mamy dużo do roboty.
Aniołki były tak zmęczone, że ledwo na nóżkach stały, ledwo miały siłę, by poruszać skrzydełkami. Bo roboty było co niemiara.
Najpierw musiały czytać listy od dzieci ze świętym Mikołajem, z mamusiami tych dzieci, z tatusiami, z babciami i dziadziami. A tych listów przyszło mnóstwo. A poza tym: niektóre były nabazgrane tak, że trudno było się nawet domyślić, co tam jest napisane.
A gdy święty Mikołaj skończył rozdawanie prezentów na ziemi i razem z aniołkami wrócił do nieba, natychmiast poszedł spać. Był zmordowany do ostateczności. Aniołki, które mu towarzyszyły, były zmordowane do ostateczności. Wszystkie buchnęły się w pierzyny chmurek i zasnęły twardo. Niebieskie, zielone, srebrne, złote, bieluśkie – wszystkie. I spałyby tak chyba do białego rana, ale w którymś momencie aniołek Złoty obudził się. Coś go uwierało. Ale co go mogło tak uwierać? Mięciutkie jak pierzyna puchowe obłoczki? Na pewno nie. A jednak coś go uwierało i uwierało. I nagle zorientował się, że to sumienie go uwiera. „Dlaczego mnie sumienie uwiera? Co mnie uwiera w sumieniu?” – pomyślał Złoty. I wtedy odkrył: „No, oczywiście, jak ma mnie nie uwierać. Wszyscy dostali prezenty, wszyscy zostali obdarowani przez świętego Mikołaja, a on co? Jego nikt nie obdarował.. To jasne, świętemu Mikołajowi trzeba dać prezent. I to jakiś wspaniały prezent”. Podszedł do Srebrnego, który spał jak suseł, i obudził go. Srebrny, jeszcze nieprzytomny ze snu, zapytał:
A w niebie – jak to w niebie. Święty Mikołaj siedział wygodnie na fotelu, a aniołki odczytywały mu listy, które dzieci napisały do niego z prośbą o prezenty. No to aniołki czytały – że dzieci proszą o misie, o puchatki, o muminki, o lalki, o dinozaury, o komputery, o rowery, o narty. Święty Mikołaj słuchał tego z uśmiechem na ustach, z przymrużonymi oczami, kiwał głową, czasem mruczał coś do siebie. Aż naraz drgnął, podniósł rękę do góry i powiedział:
– Przeczytaj to jeszcze raz.
Aniołek wziął list z powrotem do ręki i czyta:
– „Kochany Święty Mikołaju, proszę cię o Boże Narodzenie. Marek”.
OPOWIADANIE WIGILIJNE
„Tylko pamiętaj, musisz być szczególnie grzeczny w czasie Adwentu, bo inaczej nie narodzi się dla ciebie Pan Jezus”. Janek pamiętał o tym dobrze, ale nie wiedział, co to znaczy. Wstydził się zresztą, że taki jest niemądry, i nie śmiał nikogo pytać. „Bo co to znaczy, że Pan Jezus nie narodzi się dla mnie. Jak się narodzi, to się narodzi dla wszystkich. Zresztą co to znaczy, że się narodzi? Przecież raz już się narodził. Czy można się drugi raz narodzić? A może naprawdę tylko wtedy się dowiem, kiedy będę szczególnie grzeczny”. I w gruncie rzeczy starał się być grzeczny w Adwencie.
Opowiadanie z książki „Bożonarodzeniowe opowieści niezwykłe” pt.”Święta dłoń Boga”, której autorką jest Karen Kingsbury.
Było Boże Narodzenie. Kramerowie spędzali wspaniałe święta wspólnie w domu, w samym sercu stanu Nowy Meksyk. Pomijając prezenty, wszyscy członkowie rodziny byli niezwykle wdzięczni za dary, których nie można było zapakować i położyć pod choinką. Brian pracował jako menedżer w lokalnej firmie, Anna zaś była w czwartym miesiącu ciąży z ich trzecim dzieckiem. Pięcioletnia Kari i czteroletnia Kiley były zdrowe i szczęśliwe. Stanowiły dla rodziców niewyczerpane źródło radości. Szczerze mówiąc, rodzina Kramerów nie mogła chyba być szczęśliwsza.
Wieczór Wigilijny w Ottawie, 2003. Mrok zapadł szybko. Za szybą widać gęsto padający śnieg – od czasu do czasu ostre uderzenie lodowatego wiatru. Mały Tomek siedzi sam w wielkim luksusowym domu. Od czasu rozwodu rodziców chłopcu przychodziło żyć raz to z ojcem, a raz to z matką, w ramach dzielonej opieki.
Śnieżyca
Był kiedyś człowiek, który nie wierzył w Boga i nie obawiał się głośno wyrażać swego zdania na temat religii. Miał żonę, która mimo jego pogardliwych komentarzy usiłowała wychować dzieci w wierze chrześcijańskiej. W któreś śnieżne Święta Bożego Narodzenia zabierała dzieci do kościoła. Zachęcała i jego, lecz on powiedział: „Już wiele razy słyszałem, że Jezus urodził się w Betlejem!” I pozostał w domu.Tymczasem na dworze rozpętała się silna śnieżyca. Człowiek ten usłyszał silne grzmotnięcie, coś uderzyło w okno jego domu. I znowu wyjrzał, lecz nic nie było widać ani na metr. Gdy trochę zelżało wyszedł zobaczyć, co mogło spowodować te uderzenia. Niedaleko domu, na polu zobaczył stadko dzikich gęsi. Widocznie były w drodze na południe, gdy zostały złapane przez śnieżycę. Zgubiły się i osiadły na jego farmie bez jedzenia i ochrony.
Stary Krasnal
(na podstawie bajki Torhild Moen „Gamlenissen”)
Wiercił się, kręcił, przewracał na boki, przecierał oczy, siadał – to stary krasnal na strychu. Zimno, ciemno, wilgotno. Stary Krasnal spał cały rok. Tak, jak to robił całe lata przedtem, gdy go nie potrzebowali po świętach, a wyjmowali go z pudła na kolejne święta.
Kto podjadał w spiżarni?
We dworze państwa Zadorów na Litwie Kowieńskiej przygotowania do świąt Bożego Narodzenia trwały co najmniej przez dwa tygodnie. Trzeba było zaopatrzyć się w wiktuały, szczególnie te do świątecznych ciast i tradycyjnej wileńskiej potrawy – kutii. Był to mak kilkakrotnie zmielony – a musicie wiedzieć, że przed drugą wojną światową nie było jeszcze elektrycznych maszynek do mięsa, które szybko by się z tym uporały. Trzeba więc było ręcznie kręcić korbką, co wymagało dużo czasu. Do zmielonego maku dodawano miód, orzechy, skórkę pomarańczową i rodzynki. Było to bardzo słodka potrawa, chętnie zjadana przez dzieci. Po bakalie, owoce i słodycze udawano się do Poniewieża, bo w rodzinnej Słobódce sklepów nie było.
Najświeższe komentarze