Trzej synowie
Trzy kobiety szły do studni, aby zaczerpnąć z niej wody. Na kamiennej ławce, w pobliżu fontanny, siedział starszy człowiek i przysłuchiwał się ich rozmowom. Każda z kobiet wychwalała swego syna.
„Mój syn”, mówiła pierwsza, „jest tak zwinny i bystry, że nikt nie jest w stanie mu dorównać”.
„Mój syn”, mówiła druga, „śpiewa jak słowik”. Nie ma nikogo na świecie, kto mógłby się poszczycić tak pięknym głosem, jak on”.
Dwaj przyjaciele
Starszy nazywał się Frank i miał 20 lat. Młodszy Ted miał 18 lat. Wiele czasu spędzali razem, ich przyjaźń sięgała czasów szkoły podstawowej. Razem postanowili zaciągnąć się do wojska. Przed wyjazdem przyrzekli sobie i rodzinom, że będą wzajemnie uważać na siebie.
Oddała wszystko, co posiadała
Jubiler siedział przy biurku i patrzył w roztargnieniu na ulicę przez witrynę swojego eleganckiego sklepu.
Jakaś dziewczynka podeszła do sklepu i przycisnęła nosek do wystawy.
Jej oczy w kolorze nieba zabłysły gdy dostrzegła jeden z wystawionych przedmiotów.
Weszła zdecydowanym krokiem i wskazała palcem w kierunku wspaniałego naszyjnika z błękitnych turkusów.
– To dla mojej siostry. Może pan ładnie zapakować, bo to prezent?
Święta Rodzina
W niemieckim mieście Weinsberg znajduje się potężna twierdza. Mieszkańcy Weinsberga opowiadają interesujące zdarzenie z historii tej twierdzy. W 1140 roku cesarz niemiecki Konrad III zaczął oblegać twierdzę Weinsberg, gdzie schronili się pragnący obalić go z tronu zbuntowani książęta. Pomimo ogromnej przewagi wojsk cesarskich twierdza broniła się dzielnie przez długi czas.
POCIESZENIE
Mała dziewczynka wróciła do domu od sąsiadki, której ośmioletnia córeczka niedawno tragicznie zmarła.
– Po co tam chodziłaś? – spytał ojciec.
– Żeby pocieszyć tę biedną panią.
– Jesteś przecież taka malutka, w jaki sposób mogłaś ją pocieszyć?
– Usiadłam jej na kolanach i płakałam razem z nią.
Jeśli obok Ciebie jest ktoś cierpiący, płacz razem z nim.
Jeżeli jest ktoś szczęśliwy, śmiej się wraz z nim.
Miłość patrzy i widzi, nasłuchuje i słyszy.
Kochać to uczestniczyć – całkowicie
– całym swym jestestwem.
Kto kocha, ten odkrywa w sobie nieskończone
pokłady pocieszenia i chęci współuczestniczenia
w dobrych i złych przeżyciach.
Wszyscy jesteśmy aniołami z jednym skrzydłem:
możemy latać tylko wtedy, gdy obejmiemy drugiego człowieka.
Bruno Ferrero
Chmurka i wydma
Pewna bardzo młodziutka chmurka (lecz, jak wiadomo, życie chmur jest krótkie i ulotne) po raz pierwszy płynęła po niebie w towarzystwie innych puchatych chmur o różnych kształtach. Kiedy znalazły się nad ogromną pustynią Saharą, bardziej doświadczone chmury poganiały ją:
– Prędko! Prędko! Jeśli się tutaj zatrzymasz, jesteś zgubiona!
Chmurka była jednak bardzo ciekawska, tak jak wszyscy młodzi, i odpłynęła na skraj całej grupy, podobnej do stadka rozproszonych owiec.
Zapraszam na gorącą czekoladę
Pewnego profesora odwiedzili jego dawni studenci. Profesor przygotował im gorącą czekoladę w dużym dzbanku. Przygotował też przeróżne filiżanki: z porcelany, ze szkła, z kryształu; niektóre były zupełnie zwyczajne, inne bardzo kosztowne. Profesor poprosił ich, aby obsłużyli się sami. Kiedy każdy miał już w ręce swoją filiżankę, profesor zaczął mówić:
Miałam 20 lat, kiedy umarła moja matka. Był to pierwszy cios, jaki mnie spotkał w życiu i myślałam, że nigdy się już nie podźwignę. Jednak w miarę upływu miesięcy stopniowo godziłam się z tym, co nieodwracalne. Kiedy nadeszła wiosna, potrafiłam się nią znów cieszyć. Z początku odwiedzanie grobu mamy było dla mnie za każdym razem bolesnym przeżyciem. Ale z czasem coraz mniej myślałam o jej cierpieniach podczas ostatnich miesięcy i o tamtym strasznym poranku. Pielęgnując grób mamy i strojąc go kwiatami, uwalniałam się od bolesnych wspomnień.
Mijały lata. Podobnie jak moje rodzeństwo wyprowadziłam się z Kaposvaru, miasta, w którym się urodziłam i spędziłam młodość. Moja rozproszona rodzina spotykała się tylko podczas świąt, szczególnie w Święto Zmarłych na cmentarzu.
Dwaj bracia wspólnie gospodarowali. Jeden z nich, żonaty, miał dużą rodzinę. Drugi był kawalerem. Zawsze dzielili się równo plonami swojej pracy i zyskami. Pewnego dnia nieżonaty brat pomyślał sobie: „To nie w porządku, że dzielimy się równo plonami i zyskami. przecież ja jestem sam i mam niewielkie potrzeby”. Więc co noc wyjmował worek ziarna z własnej skrzyni i zakradał się do stodoły brata, żeby go tam podrzucić.
Żył sobie kiedyś pewien starzec, który nigdy nie był młody. I dlatego nie nauczył się jak żyć. A nie umiejąc żyć nie wiedział też jak umrzeć.
Nie znał ani nadziei, ani niepokoju; nie wiedział jak płakać ani jak się śmiać.
Nie przejmował się, ani nie dziwił tym, co zdarzało się na świecie.
Spędzał dni nudząc się na progu swojego domu i patrząc w ziemię. Nie zaszczycił nawet jednym spojrzeniem nieba – tego lazurowego kryształu, który Pan Bóg także i dla niego czyścił codziennie delikatną watą chmur.
Jakiś wędrowiec czasem go o coś zapytał. Miał bowiem tyle lat, że ludziom zdawało się, że jest bardzo mądry i pragnęli uszczknąć coś z jego wiedzy.
Ze wspólnotą „Arka”, po latach spędzonych wśród naukowców, zdecydował związać się sławny ojciec Henri Nouwen.
Pewnego dnia podeszła do niego pewna upośledzona dziewczyna i zapytała: „Henri, czy możesz mnie pobłogosławić?”.
Ojciec Nouwen odpowiedział na prośbę w sposób konkretny i postawił na jej czole znak krzyża.
Jednak zamiast okazania mu wdzięczności dziewczyna zaprotestowała w ostry sposób: „Nie, to nie działa. Chcę prawdziwego błogosławieństwa!”.
Ojciec Nouwen, który zorientował się, że zareagował w sposób automatyczny i zewnętrzny, powiedział: „Ach, przepraszam, obdarzę cię prawdziwym błogosławieństwem podczas nabożeństwa”.
Kochani jutro zaczyna się mój ulubiony miesiąc grudzień, a dziś wypada I Niedziela Adwentu:) A skoro to czas odliczania do naszych kochanych Świąt Bożego Narodzenia, to pomyślałam sobie, że w Pierwszą Niedzielę Adwentu będzie krótkie opowiadanie:) A więc dziś przedstawiam wam Kochani opowiadanko znalezione w internecie „U Fryzjera”.
POPOŁUDNIE W PARKU
Był sobie raz mały chłopiec, który bardzo chciał spotkać Boga. Dobrze wiedział, że do miejsca, gdzie mieszka Bóg, prowadzi długa droga, zapakował więc do swojej walizeczki sporo herbatników, sześć butelek napoju korzennego i ruszył w drogę.
Kiedy przeszedł jakieś trzy skrzyżowania, spotkał starą kobietę. Staruszka siedziała sobie w parku i obserwowała gołębie. Chłopiec usiadł obok niej i otworzył walizkę. Już miał pociągnąć spory łyk napoju, gdy spostrzegł, że staruszka wygląda na głodną, więc poczęstował ją herbatnikiem. Kobieta przyjęła go z wdzięcznością i uśmiechnęła się do chłopca. Jej uśmiech był tak piękny, że chłopiec chciał go ujrzeć jeszcze raz, więc zaproponował jej butelkę napoju. Staruszka uśmiechnęła się ponownie, a chłopczyk był zachwycony!
Siedzieli tak przez całe popołudnie, jedząc i uśmiechając się do siebie, choć nie padło ani jedno słowo.
Cztery świece spokojnie płonęły. Było tak cicho, że słychać było jak ze sobą rozmawiały.
Druga: Ja jestem WIARA. Niestety nie jestem nikomu potrzebna. Ludzie nie chcą o mnie wiedzieć, nie ma sensu, żebym dalej płonęła.
Ledwie to powiedziała, lekki powiew wiatru zgasił ją.
KWIAT
Przez jakiś czas co niedziela otrzymywałem od pewnej osoby różę do butonierki. Działo się tak każdego niedzielnego poranka, toteż wkrótce przestałem zwracać na kwiat uwagę. Oczywiście był to miły gest, za który byłem wdzięczny, lecz z czasem stał się rutyną. Jednakże pewnej niedzieli coś, co zacząłem uważać za naturalne, nabrało nowej, niecodziennej treści. Czytaj dalej »
Anioł w czerwonym kapeluszu
Nikomu bym się do tego nie przyznała, lecz kiedy siedziałam w kawiarni naprzeciwko kliniki Mayo, byłam naprawdę przestraszona. Następnego dnia miałam się stać jej pacjentką i przejść tam operację kręgosłupa. Operacja należała do bardzo ryzykownych, ale moja wiara w jej powodzenie była niezwykle silna. Zaledwie kilka tygodni wcześniej przeżyłam pogrzeb ojca – moja gwiazda przewodnia powróciła do nieba. Ojcze Niebieski, ześlij mi anioła w tej godzinie próby – modliłam się.
Czy mi pomożesz?
W 1989 roku trzęsienie ziemi o sile 8,2 stopnia w skali Richtera niemal nie zrównało z ziemią Armenii. W niecałe cztery minuty zginęło ponad 30 tysięcy ludzi. Wśród panującego zamętu i zniszczenia pewien człowiek zostawił żonę bezpiecznie w domu i pobiegł do szkoły, gdzie miał przebywać jego syn. Dotarłszy na miejsce zobaczył, że budynek został kompletnie zniszczony.
Cztery kamienie
Kiedy była małą dziewczynką dziadek zabierał ją nad rzekę. Siadali razem pod wielkim dębem i układali przedziwne historie. Pewnego dnia dziadek opowiedział małej o zdarzeniu, które wydarzyło się dawno temu, kiedy był bardzo młody.
”Tam, gdzie spadają anioły” (fragment) Dorota Terakowska
Mamo! Mamusiu! Anioły fruną po niebie! – krzyczała Ewa, wbiegając do pracowni matki. Kolebała się zabawnie na swych krótkich, niepewnych nóżkach i Anna pomyślała z rozbawieniem, że mata ma kaczy chód. Oczywiście, wyrośnie z tego, skończyła dopiero pięć lat… Zerknęła na córeczkę, uśmiechnęła się z pobłażliwą czułością i wróciła do pracy.
Czas Przeznaczenia
Dawno temu był sobie człowiek, który nie chciał mieć własnego
Anioła Stróża i robił wszystko, aby się go pozbyć.
Kąpał się w najgłębszych jeziorach, wystawiał na błyskawice,
błądził w najgłębszych lasach. Zawsze w ostatniej chwili czyjaś
dłoń wyławiała go z zimnej wody, wyprowadzała z ciemności,
chroniła przed piorunami. Anioł przychodził do niego w snach
błyszczący i pewny siebie. „Ja jestem, tak jak byłem i będę
dopóki świat się nie skończy” – powtarzał. Pewnego dnia człowiek
wszedł na Najwyższą Górę Świata i skoczył. Lecąc w dół
pomyślał, że nareszcie pozbędzie się swojego Anioła i
już go nikt nie ochroni. Nagle zauważył, że przestał
spadać i unosi się w powietrzu.
-Chyba fruwam – powiedział na głos.
-Fruwamy – poprawił Anioł, który trzymał go mocno w objęciach.
-Po co to wszystko? – zapytał wtedy zaciekawiony człowiek.
-Po to, aby ci pokazać, że możesz się mnie pozbyć tylko wtedy,
kiedy nadejdzie na to odpowiedni czas – odpowiedział spokojnie Anioł.
-Jaki czas? -zapytał gorączkowo zaniepokojony człowiek.
-Czas przeznaczenia – odpowiedział Anioł i puścił człowieka.
KIMKOLWIEK JESTEŚ, KOCHAM CIĘ!
Po cichej uliczce wielkiego miasta szedł sobie
drobny staruszek, powłócząc nogami w jesienne
popołudnie. Zeschłe liście przypominały mu
każde przeszłe lato. Przed sobą miał długą,
samotną noc w oczekiwaniu na kolejny czerwiec.
Aż nagle w stercie liści w pobliżu sierocińca,
mała kartka papieru zwabiła jego wzrok.
Zatrzymał się więc i podniósł ją trzęsącymi
się dłońmi. Czytając dziecinne literki, starzec
wybuchnął płaczem, bo słowa paliły jego
wnętrze niczym piętno.
„Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł niech
wie, że go kocham. Kimkolwiek jest ten,
kto to znalazł, niech wie, że go potrzebuję.
Nie mam nawet z kim zamienić słowa,
więc ten, kto to znajdzie, niech
wie, że go kocham!”
Oczy staruszka spoczęły na budynku sierocińca i
dostrzegły małą dziewczynkę z nosem smętnie
przyklejonym do szyby. I wiedział już, że wreszcie
znalazł przyjaciółkę. Więc pomachał do niej i posłał
jej jasny uśmiech. Oboje wiedzieli też, że spędzą
zimę razem, naśmiewając się z deszczu. Naprawdę
spędzili zimę, śmiejąc się z niepogody. Rozmawiając
przez płot i obsypując się drobnymi podarkami,
które dla siebie zrobili. Staruszek rzeźbił dla niej
przepiękne zabawki, dziewczynka zaś rysowała
mu obrazki, na których piękne panie spacerowały
w słońcu i zieleni drzew, i oboje dużo się śmiali.
Lecz dnia pierwszego czerwca dziewczynka
podbiegła do płotu, by pokazać starcowi swój
nowy rysunek, a jego tam nie było. Przeczuwała
jakoś, że on już nie wróci, podbiegła więc
do pokoju, wzięła kredki i papier i napisała…
„Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł niech
wie, że go kocham. Kimkolwiek jest ten,
kto to znalazł, niech wie, że go potrzebuję.
Nie mam nawet z kim zamienić słowa,
więc ten, kto to znajdzie, niech
wie, że go kocham!”
autor nieznany
NAJPIĘKNIEJSZE SERCE
Pewien młodzieniec chwalił się że ma najpiękniejsze serce w dolinie. Chwalił się nim na rynku i zebrał się ogromny tłum by je podziwiać bowiem było w swym kształcie perfekcyjne. Nie miało żadnej skazy, było przepiękne, gładkie błyszczące. Biło bardzo żywo. Chłopak krzyczał na cały głos że nikt nie ma piękniejszego serca od niego i wszyscy mu potakiwali bowiem jego serce było idealne. Jednak w pewnym momencie jakiś starzec z tłumu krzyknął: Dlaczego twierdzisz że twoje serce jest najpiękniejsze skoro moje jest o wiele piękniejsze od twojego. Młodzieniec bardzo się zdziwił słysząc te słowa a potem spojrzał na serce starca i się zaśmiał. Serce starca biło bardzo żywo, być może nawet żywiej od serca młodzieńca, ale było to serce poorane rozlicznymi bruzdami, serce w którym było wiele brakujących kawałków. Wiele też w nim było kawałków które do tegoż serca nie pasowały. Było to serce brzydkie które w żaden sposób nie mogło się równać z nieskazitelnym sercem młodzieńca. Chłopak zapytał się dlaczego starzec uważa że jego serce jest piękniejsze skoro wszyscy widzą, że nie jest ono nawet w części tak piękne jak jego własne serce.
OPOWIADANIE „TAM, GDZIE JEST MIŁOŚĆ, JEST
TEŻ DOSTATEK I SUKCES”
Pewna kobieta podlewała rośliny w swoim ogrodzie, kiedy zobaczyła trzech staruszków, z wypisanymi na twarzy latami doświadczeń, którzy stali
naprzeciw jej ogrodu.
Ona nie znała ich, więc powiedziała:
– Nie wydaje mi się, abym was znała, ale musicie być głodni.
Wejdźcie, proszę, do domu i zjedzcie coś.
NAJWAŻNIEJSZE JEST NIEWIDOCZNE DLA OCZU
Przed kilku laty była sobie fabryka, która produkowała misie.
Każdy z nich był inny, ale każdy tak samo śliczny i milutki. Małe
dzieci uwielbiały te misie, rodzice kupowali im je na urodziny,
imieniny i Gwiazdkę. Każde dziecko od razu umiało pokochać swojego
misia i uważało go za swojego największego przyjaciela. Tylko jeden
misio był nieudany. Został uszyty z samych resztek materiału. Miał
jedno uszko różowe, drugie zielone, tułów w kwiatki, nóżki w kratkę.
Nosek zamiast czarnego wyszedł niebieski, a oczy, robione już z
ostatnich skrawków, były żółte. Misio ten był bardzo miły w dotyku.
Cieplutki i aksamitny, ale nikt tego nie widział, bo nikt nawet nie brał
go do ręki. Biedny Brzydki Misio widział, jak jego koledzy szybko
opuszczają sklepowe półki i trafiają do wesołych, uśmiechniętych dzieci, które
bardzo je kochają. Sam stał samotny, już troszkę zakurzony
i myślał sobie: To nic, że mnie nikt nie chce. Najważniejsze, że moi
koledzy trafiają w dobre ręce. Minęła kolejna Gwiazdka i misia nadal
nikt nie kupował, aż pewnego dnia do sklepu weszła mała, może
sześcioletnia dziewczynka. Miała na nosie ciemne okulary, chociaż
tego dnia wcale nie było słońca, a w rączce białą, plastikową laseczkę,
chociaż wcale nie była staruszką. Weszła do sklepu ze swoją mamą.
Poprosiły o misie. Dziewczynka była niewidoma. Nic nie widziała. Nie
znała ani kolorów, ani nigdy nie widziała tęczy, nie umiała sobie
wyobrazić lecących w powietrzu ptaków, ale za to wszystko umiała
zobaczyć rączkami. Wzięła do rączki najpierw bielusieńkiego misia.
Najładniejszego ze wszystkich. Pomacała jego odstające uszka, dotknęła
łebka; I wzięła następnego, szarego. Ten też nie przypadł jej do gustu,
bo miał troszkę ostre zakończenia łapek. Na samym końcu
ekspedientka położyła Brzydkiego Misia, bo i tak nie liczyła, że
kiedyś ktoś go kupi. – To ten mamusiu! – krzyknęła głośno
dziewczynka – To jest mój misio. Mój piękny kochany misiaczek
– i z całej siły go przytuliła, a potem pocałowała w brzydki,
niebieski nosek. Od tej pory dziewczynka i misio nie rozstawali
się nigdy. Na leżakowaniu spali pod jedną kołderką,
u dentysty dziewczynka ściskała jego łapki, a kiedy trudno jej było
coś zrobić, zawsze pytała o radę swojego przyjaciela. Inne dzieci
śmiały się, kiedy widziały, jakiego brzydala ze sobą nosi. Ale
dziewczynka każdemu proponowała, żeby wziął misia do ręki. I
wtedy działo się coś dziwnego. Przestawał wydawać się brzydki.
Wszystkie dzieci zazdrościły dziewczynce. Pytały ją często skąd
wiedziała, że ten misio jest taki cudowny, tak kochany. Przecież
nie mogła tego zobaczyć, bo jest niewidoma. A ona zawsze
im odpowiadała: – Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
SZCZENIAKI NA SPRZEDAŻ
Właściciel sklepu przytwierdził nad wejściem tabliczkę z napisem:
„Szczeniaki na sprzedaż”. Takie ogłoszenia zazwyczaj przyciągają dzieci,
toteż niebawem w sklepie pojawił się mały chłopiec.
– Po ile pan sprzedaje swoje szczeniaki?
– zapytał. – Tak po 30 do 50 dolarów – odparł właściciel.
Chłopczyk sięgnął do kieszeni i wydobył z niej kilka drobnych monet.
– Mam 2 dolary i 37 centów
– powiedział. – Czy mógłbym zobaczyć te pieski, proszę pana?
Sprzedawca uśmiechnął się i zagwizdał. Z budy wyszła Lady.
Truchtem pobiegła przez sklep, a za nią potoczyło się pięć
malusieńkich, drobniuteńkich kuleczek. Jedno ze szczeniąt wyraźnie
zostawało w tyle. Chłopiec natychmiast wskazał na nie nadążającego
za resztą, kulejącego psiaka i spytał:
– Co mu się stało?
Właściciel wyjaśnił mu, że badał go już weterynarz i okazało się, że
psiak ma niewłaściwą budowę biodra. Zawsze już będzie kulał, na zawsze pozostanie kaleką. Chłopiec zapalił się natychmiast.
– Właśnie tego szczeniaka chciałbym kupić!
– oznajmił. – Nie, nie. To niemożliwe, byś chciał kupić tego pieska –
odparł sprzedawca. – Jeśli naprawdę ci na nim zależy, po prostu ci go dam.
Chłopczyk wyglądał na poważnie zdenerwowanego. Spojrzał właścicielowi
prosto w oczy i wskazując palcem, odezwał się: – Nie chcę, żeby pan mi
go dawał. Ten piesek jest wart co do grosza tyle samo co pozostałe
szczeniaki i zapłacę za niego całą sumę. Właściwie, to zapłacę panu
teraz tylko 2 dolary i 37 centów, lecz co miesiąc będę przynosił 50 centów,
dopóki go nie spłacę. Sprzedawca zaoponował:
– Ależ ty nie możesz chcieć takiego psa. On nigdy nie będzie mógł biegać, skakać, bawić się z tobą tak, jak inne szczeniaki. Chłopczyk schylił się
i podwinął lewą nogawkę spodni, odsłaniając kaleką nogę, wspieraną dużą metalową klamrą. Spojrzał na właściciela sklepu i odparł cicho: – Cóż, ja sam dobrze nie biegam, a ten szczeniak potrzebuje kogoś, kto to zrozumie!
Dan Cla
KWIAT
Przez jakiś czas co niedziela otrzymywałem od pewnej osoby różę do butonierki. Działo się tak każdego niedzielnego poranka, toteż wkrótce przestałem zwracać na kwiat uwagę. Oczywiście był to miły gest, za który byłem wdzięczny, lecz z czasem stał się rutyną. Jednakże pewnej niedzieli coś, co zacząłem uważać za naturalne, nabrało nowej, niecodziennej treści.
Wychodziłem właśnie z nabożeństwa, gdy podszedł do mnie dziarski chłopczyk.
– Pastorze, co zamierza pan zrobić z tym kwiatem? – spytał.
Najświeższe komentarze