BAJKA O WIGILIJNEJ GWIAZDCE

Była sobie mała, wigilijna gwiazdka. Co roku w ten jedyny wieczór wychodziła na niebo i rozbłyskiwała, jak tylko potrafiła najpiękniej. Ale potem, przez dwanaście długich miesięcy musiała czekać, aż znowu przyjdzie wigilia Bożego Narodzenia. Mała gwiazdka wcale nie była z tego zadowolona. Często użalała się nad swoim losem:

– Dlaczego mogę pokazywać się ludziom tylko raz w roku? To naprawdę niesprawiedliwe! Tak bardzo chciałabym być kimś innym…

Pewnego razu, gdy stary, poczciwy księżyc rozgościł się na niebie, mała gwiazdka rozpoczęła swoje narzekania.

– Jaki ty jesteś szczęśliwy, że zawsze o zmierzchu zwiastujesz nadejście nocy!… – chlipała.

Sędziwy staruszek uśmiechał leciutko i pobłażliwie kiwał głową.

– Powiedz mi, w taki razie, kim chciałabyś być, moja mała przyjaciółko? – zapytał nagle.

Gwiazdka wzruszyła ramionami. Nad tym nigdy się nie zastanawiała. Wtem, tuż obok niej, zawirował, zamigotał i poleciał w dół płatek śniegu.

– Już wiem! – klasnęła w dłonie wigilijna gwiazdka – Chciałabym być śnieżynką! Pomyśl tylko, kochany księżycu, jakby to było wspaniale tańczyć w powietrzu, być leciutka niczym mgiełka, wirować na wietrze i lecieć hen, przed siebie, w daleki świat!

Księżyc zastanowił się chwilkę, a potem zwrócił się do gwiazdki:

– Usiądź na moim błyszczącym rogu. Zaraz sama się przekonasz, czy gwiazdki śniegu są naprawdę szczęśliwe…

I poszybowali w dół.

Rzeczywiście, spadające płatki śniegu wyglądały wspaniale! Pchane jakąś nieznaną siłą, odbijały się od siebie, omijały, krążyły, wznosiły w górę, opadały, a w końcu spadały na ziemię i ….. już nie były pięknymi gwiazdkami. Przejeżdżające samochody rozpryskiwały na boki mokre grudy brudnego, czarnego śniegu. Jakiś przechodzień brnąc po kostki w szarej mazi, ze złością narzekał:

– Fe, jaka okropna kasza!

Wigilijna gwiazdka skrzywiła się z niesmakiem. Księżyc uśmiechnął się i zapytał:

– Czy nadal pragniesz być śnieżynką?

– Nie! – gwałtownie zaprzeczyła gwiazdeczka – One wcale nie są szczęśliwe! Taki smutny los czeka każdą z nich. Już za nic w świecie nie chcę być płatkiem śniegu! Chciałabym być na przykład… na przykład…

Gwiazdka przymrużyła oczka i rozglądała się wokoło, jakby czegoś szukała. Nagle jej wzrok padł na błyszczące w oddali fabryczne światełko.

– Ojej! – krzyknęła – Księżycu, zobacz, tam jest coś ciekawego! Tak pięknie błyszczy! Polećmy tam na chwilę, proszę….

Księżyc bez słów spełnił życzenie swojej przyjaciółki. Wkrótce przez maleńkie okienko zaglądali do wnętrza fabryki. Człowiek w specjalnej masce, chroniącej jego oczy, spawał żelazną konstrukcję. Tysiące maleńkich iskierek wytryskiwało spod rąk spawacza.

– Ach…- rozmarzyła się wigilijna gwiazdka – Jakie piękne, maleńkie gwiazdeczki! Chciałabym być jedną z nich…

Tymczasem kolorowe ogniki szybowały w górę, początkowo splątane ze sobą, potem rozpryskiwały się na złociste drobinki, pokrzykiwały coś do siebie, migotały jeszcze przez chwilę i nagle…. znikały. Zupełnie jakby rozpływały się w powietrzu! Księżyc nie zdążył jeszcze o nic zapytać, gdy wigilijna gwiazdka krzyknęła:

– Nie, księżycu, już nic nie mów! Wcale nie chcę być jedną z tych gwiazdeczek!

– Tak też myślałem. – stwierdził spokojnie księżyc. I znowu poszybowali w górę.

– Właściwie, to sama dokładnie nie wiem, kim chciałabym być…- zmartwiła się gwiazdka.

Właśnie przelatywali nad osiedlem domków jednorodzinnych. Mimo, że było już późno, okna wszystkich domów jaśniały w mroku jaskrawymi światełkami. Księżyc zbliżył się do jednego z okien tak, aby jego towarzyszka mogła zajrzeć do środka. Mała wigilijna gwiazdka aż buźkę otworzyła ze zdumienia. W kącie pokoju stało ogromne, zielone drzewko. Wśród jego gałązek czerwieniły się czapeczki krasnoludków, błyszczały pękate bombki, szeleściły kolorowe cukierki. Porozrzucana wata sprawiała wrażenie, że drzewko okryte jest śniegową kołderką. Ale to, co najbardziej urzekło naszą gwiazdkę, znajdowało się na samym jego wierzchołku. Była to duża, błyszcząca, złocista gwiazda. Pyszniła się swym blaskiem, spoglądając na wszystko i wszystkich z góry.

– Już wiem, już wiem! – zapiszczała wigilijna gwiazdka – Księżycu, już wiem, kim naprawdę chciałabym być! Och, gdybym mogła być tą piękną, błyszczącą ozdobą na szczycie choinki! Każdy mógłby mnie oglądać i podziwiać. Jakże byłabym wtedy szczęśliwa…

Ledwie powiedziała te słowa, do pokoju wbiegła gromadka dzieci. Dwie dziewczynki z jasnymi lokami rozrzuconymi na ramiona podskakiwały wesoło, starszy od nich chłopiec z bujną, kruczą czupryną starał się je wyprzedzić, a na samym końcu dreptał ledwie jeszcze trzymający się na nogach berbeć. Popychając się nawzajem i śmiejąc podbiegły w stronę okna. Księżyc i gwiazdka gwałtownie unieśli się w górę.

– Mamo, tato! – usłyszeli nagle cieniutki głosik jednej z dziewczynek – Już jest! Nareszcie jest! Wigilijna gwiazdka świeci, pora zaczynać!

Dzieci z radością wskazywały na migoczącą na niebie gwiazdeczkę, podskakiwały z uciechy i przekomarzały, kto pierwszy ją zauważył. Do pokoju weszła kobieta, fartuchem ocierała mokre ręce. Na choince rozbłysły różnokolorowe lampki. Kobieta zerknęła przez okno.

– Rzeczywiście. – uśmiechnęła się – To wigilijna gwiazdka. Siadamy do stołu!

Księżyc i wigilijna gwiazdka długo jeszcze wpatrywali się w okno. Widzieli, jak matka i ojciec dzielą się ze swymi dziećmi opłatkiem jak składają sobie życzenia, wyciągają spod choinki prezenty. Długo jeszcze brzmiały im w uszach słowa głośno śpiewanej kolędy: “Lulajże, Jezuniu”.

– Wiesz, księżycu… – szepnęła w końcu gwiazdka – Zmieniłam zdanie. Już nie chcę być kimś innym. Pragnę być wigilijną gwiazdką, która zwiastuje ludziom radosną nowinę. Mój czas już się kończy, ale za rok pojawię się znowu…

Poczciwy księżyc nic nie powiedział, tylko z uśmiechem pokiwał swoją starą, sędziwą głową.

Elżbieta Janikowska