stroik

─ Dzień dobry, Wróblowate. Dziś wyjątkowy dzień, rozpoczął się Adwent ─ powiedział Ogrodnik, rozrzucając więcej niż zazwyczaj nasion.
─ Ćwir, ćwir, co to jest Adwent, mamo? – zapytał Wróbelek Zwyczajny, przełykając łuskany słonecznik.
─ Oczekiwanie, synku. Adwent to czas radosnego oczekiwania na Pana Jezusa.
─ Mmm, czy to jest jak oczekiwanie na pyszne nasionka, ćwir, ćwir?
─ To musi być coś znacznie piękniejszego; kiedy Ogrodnik wspomina o Jezusie, radośnieje, aż mnie weselej.
─ Eeee, dziś nie ma się z czego cieszyć ─ machnęła skrzydłem Wróblinka, starsza siostra Wróbelka Zwyczajnego. ─ Gdziekolwiek spojrzeć brunatny, zimnoponury listopad. Blee, ble, bleee.
─ Oj, Wróblinko, moja patszynko, oderwij oczy od zgniłych liści, spójrz na gałązki uginające się pod ciężarem owoców; jarzębiny i głogu, tarniny i śnieguliczek. Ciesz się z tego, że możesz tak sprawnie skakać i fruwać, smakować i przeżuwać. Przytul się do brata, od razu zrobi ci się cieplej!
─ Ćwir, albo do Taty Wróbla Zwyczajnego, ćwir, wracajmy do domku ─ krzyknął Wróbelek Zwyczajny, podrywając się do lotu.
Wróblowaci, kiedy jeszcze nie było Wróblinki i Wróbelka Zwyczajnego, zbudowali gniazdo z piórek oraz trawy pod dachem domu Ogrodnika. Nadal bardzo tutaj przyjemnie. Ogrodnik dba o ptaki, jeżeli w wiadrze kończy się deszczówka, a na deszcz się nie zanosi, zawsze wlewa świeżą wodę. Kieszenie ma pełne ziarna i przysmaków; wszystkim się dzieli z Wróblowatymi oraz Kotem. Zielone, kocie oczy najpiękniej wyglądają, gdy Ogrodnik zapala starą Latarnię przed domem. Wróbelek Zwyczajny mógłby wtedy patrzeć i patrzeć z otwartym dzióbkiem. Ach!

─ Ojej, chyba się starzeję albo ty robisz się coraz cięższa – westchnął Ogrodnik, przystawiając Drabinę do Latarni.
─ Ćwir, ćwir, Tatusiu Wróblu, co robi Ogrodnik?
─ Będzie czyścił szybki Latarni, żeby dzisiejszej nocy świeciła jaśniej.
─ Dlaczego, ćwir?
─ Ogrodnik co roku o tej porze czyści klosz ─ skrzypnęła Drabina ─ pamiętam czasy, kiedy to Tata Ogrodnika w tym samym celu wspinał się po moich szczebelkach.
─ Cóż za dziwaczne pytanie, abym jaśniała, błyszczała i była jeszcze piękniejsza ─ dumnie wykrzyknęła Latarnia. ─ Spójrz na moje witrażowe szybki. Jestem bardzo zabytkowa, gdyby Ogrodnik zechciał mnie sprzedać, mógłby wyremontować dach, ocieplić dom, a może nawet postawić nowy płot. Kupcy staliby aż do jabłonki za miedzą, a każdy następny oferowałby coraz więcej pieniędzy.
─ Nie bądź taka zarozumiała, Latarnio, to nigdy nie kończy się dobrze ─ wtrącił Wróbel. ─ Ponadto nie da się oszacować wartości sentymentalnej. Tata Ogrodnika własnoręcznie pomalował twój klosz, Latarnio. To jedna z niewielu pamiątek, jakie po nim pozostały. A teraz pozwól, że odpowiem synkowi; Ogrodnik co roku o tej porze rozpoczyna świętowanie pamiątki Bożego Narodzenia oraz oczekuje powtórnego przyjścia Pana Jezusa, Syna Tego, który stworzył ciebie i Ogrodnika. Słońce i ziarenka, które lubisz wydziobywać z jarzębiny.
─ Ćwir, bardzooo, ćwir, bardzo lubię! Spójrz, Tato Wróblu, Ogrodnik odkręcił już klosz. Jak ostrożnie schodzi po Drabinie.
Ledwo Ogrodnik położył klosz na ziemi od razu zjawił się Kot.
─ Miau, miau, jaki kolorowy, jaki piękny, taki gładki, miau.
─ Uważaj, Kocie, niestety piękne rzeczy często są kruche, łatwo wypadają z łapek, musisz być ostrożny! ─ pisnęła Latarnia.
─ Jestem już dorosły ─ fuknął Kot ─ sam doskonale sobie radzę. Nie potrzebuję twoich rad, jesteś taka zarozumiała, Latarnio! Prawda? ─ Kot gwałtownie odwrócił się w stronę rodziny Wróblowatych.
Brzdęk, brzdęk, brzdęk! To klosz trącony kocim ogonem, spadł na kamień i potłukł się w drobny mak.
─ Maiu, miau, Ogrodnik mnie przepędzi na cztery wiatry! Miau! Nieszczęście, co za nieszczęście! ─ lamentował Kot, ale nikt nie zwracał na niego uwagi, ani Wróblinka, ani Mama Wróblowa, ani Tata Wróbel. Nawet Wróbelek Zwyczajny nie spojrzał w kocie oczy. Teraz wszyscy obserwowali Ogrodnika. Stał nieruchomo, smutek zgarbił mu plecy tak bardzo, że wyglądało to jakby twarz dotykała ziemi. Wreszcie oparł się o Drabinę, która na wszelki wypadek przestała skrzypieć.
─ Dlaczego ręka Ogrodnika jest taka ciężka? ─ zaczęła się zastanawiać Drabina.
─ Miau, miau. Nie wiem, nie wiem, może Ogrodnik wyobraża sobie, że zbiera kolorowe szkiełka. Na pewno da się skleić te kawałeczki ─ rzekł Kot bez przekonania. Nawet nie śmiał łasić się do Ogrodnika; teraz już nigdy nie będzie jak dawniej. Koniec. Przepadło z kretesem, z każdym kolorowym szkiełkiem. ─ Może jeszcze się uda, miau, może posklejam ─ Kot rzucił się, by pozbierać odłamki, wtedy Ogrodnik krzyknął:
─ Poczekaj, pokaleczysz sobie łapki. ─ Kot zatrzymał się w pół skoku. Ogrodnik mówił już ciszej ─ Sam pozbieram odłamki, nie chcę, żeby stała ci się krzywda. Nie przejmuj się już Kocie, wybaczam ci.
Kot spuścił głowę, było mu bardzo przykro, że zniszczył tak wartościową i cenną dla Ogrodnika rzecz. Bardzo kochał Ogrodnika i chciał jakoś wyrównać stratę, bardzo pragnął, by i tego roku Latarnia jaśniała, błyszczała i była jeszcze piękniejsza dla Ogrodnika. Ale z drugiej strony cieszył się, że Ogrodnik nie chowa urazy i nadal będzie tak jak dawniej.

Uśmiech na twarzy Ogrodnika pomógł zapomnieć Kotu o złych rzeczach. Poza tym Wiatr przywiał kawałek kolorowej gazety i zaprosił Kota do zabawy. Dmuchał na gazetę leciutko, leciutko, leciuteńko pod same Kocie łapki, a kiedy Kot szykował się do skoku, Wiatr dmuchał mocno, mocniej i jeszcze mocniej. Najmocniej nie dmuchał, bo by zdmuchnął Kota, co Kotu na pewno by się nie spodobało, a w zabawie chodzi o to, żeby wszyscy byli zadowoleni, prawda? Wreszcie Wiatr odleciał, ponieważ był umówiony z Zamiecią. Oddał Kotu papier, mówiąc, że jemu już się nie przyda, a nawet jeśli, to na pewno jakiś sobie znajdzie.
Ledwo Wiatr zniknął, Wróblinka, podfrunęła do Kota, ćwierkając:
– Proszę, daj mnie się pobawić kawałkiem gazety, proszę, proszę, Koteczku najsłodszy!
Kot niechętnie pożyczył Wróblince gazetę, ale najpierw musiał uzyskać przyrzeczenie, że Wróblinka będzie strzegła papieru jak oka w głowie, jak najpyszniejszego ziarenka albo jak ukochanego braciszka.
─ Wróbelku Zwyczajny, spójrz, co pożyczył nam do zabawy Kot ─ zaświergotała Wróblinka, podsuwając pod nóżki Wróbelka Zwyczajnego kolorowy skrawek. ─ Będzie tutaj, między krzakami nasz domek, w domku dywan, stań tutaj, a ja polecę po jarzębinę do ozdoby.
Wróbelek Zwyczajny został na skrawku gazetowego dywanu. Wróblinki nie ma już całą wieczność, przecież jarzębina rośnie zaraz za płotem ─ zaczął się zastanawiać i szurać niecierpliwie nóżkami.
Ciach, ciach, ciach! To ostre pazurki rozdarły papier na strzępy.
─ Ćwir, ćwir, Kot mnie przepędzi na cztery wiatry! Ćwir! Nieszczęście, co za nieszczęście! ─ lamentował Wróbelek Zwyczajny, ale nikt nie zwracał na niego uwagi, ani Wróblinka z jarzębiną w dziobie, ani Mama Wróblowa, ani Tata Wróbel; każdy obserwował Kota. Stał nieruchomo, smutek zgarbił mu grzbiet tak bardzo, że wyglądało to jakby pyszczkiem dotykał ziemi. Wreszcie wrzasnął:
─ Coś ty zrobił, nikczemny Wróbelku Zwyczajny, miauuu, natychmiast sklej moją gazetę, już! ─ Kot machnął pazurami przed samym dzióbkiem Wróbelka Zwyczajnego. Teraz Kocie oczy nie były piękne, były potworne, toteż przerażony Wróbelek Zwyczajny padł na ziemię. Widok był godny pożałowania; wyciągnięte nóżki, zamknięte oczy, zaciśnięty dzióbek, wszyscy myśleli, że Wróbelek Zwyczajny umarł ze strachu. Ale nawet i to nie powstrzymało Kota. Trącając Wróbelka Zwyczajnego raz łapką, raz pyszczkiem, krzyczał:
─ Nie udawaj, miau, wstawaj, miau, sklejaj, miau, nikczemniku!
I byłby tak dalej krzyczał i szturchał Wróbelka Zwyczajnego, gdyby nagle nie poczuł na grzbiecie ciepłej dłoni Ogrodnika.
─ Kocie, wybacz Wróbelkowi Zwyczajnemu. Zaledwie godzinę temu sam byłeś w podobnej sytuacji. Niczego ciebie nie nauczył incydent z potłuczonym kloszem? ─ ze smutkiem zapytał Ogrodnik. ─ Prawda, trudno jest wybaczać, ponieważ skrywamy w sobie wiele zła. Dlatego dobrze, że świętujemy Adwent i obchodzimy Boże Narodzenie. To szczególny czas, kiedy możemy wspominać, że Pan Jezus, syn Boga, urodził się w betlejemskiej stajence. Jezus Chrystus, w którym Bóg może nam wszystko wybaczyć. Nie jesteśmy idealni, Kocie, ale Pan Jezus sprawił, że możemy mieć w idealnym Bogu przyjaciela. Jezus, Boży Syn, stał się człowiekiem, by wymazać zło, które pieczołowicie zgromadziliśmy w sobie. No dobrze, czas na kolację, już zmierzcha ─ Ogrodnik wyjął z kieszeni proso i podsunął po dzióbek Wróbelka Zwyczajnego ─ wstań, otrzep skrzydełka, już nie musisz się bać.

https://poema.pl/publikacja/209794-pierwszy-adwent-wrobelka-zwyczajnego-calosc