KIMKOLWIEK JESTEŚ, KOCHAM CIĘ!

Po cichej uliczce wielkiego miasta szedł sobie
drobny staruszek, powłócząc nogami w jesienne
popołudnie. Zeschłe liście przypominały mu
każde przeszłe lato. Przed sobą miał długą,
samotną noc w oczekiwaniu na kolejny czerwiec.
Aż nagle w stercie liści w pobliżu sierocińca,
mała kartka papieru zwabiła jego wzrok.
Zatrzymał się więc i podniósł ją trzęsącymi
się dłońmi. Czytając dziecinne literki, starzec
wybuchnął płaczem, bo słowa paliły jego
wnętrze niczym piętno.

„Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł niech
wie, że go kocham. Kimkolwiek jest ten,
kto to znalazł, niech wie, że go potrzebuję.
Nie mam nawet z kim zamienić słowa,
więc ten, kto to znajdzie, niech
wie, że go kocham!”

Oczy staruszka spoczęły na budynku sierocińca i
dostrzegły małą dziewczynkę z nosem smętnie
przyklejonym do szyby. I wiedział już, że wreszcie
znalazł przyjaciółkę. Więc pomachał do niej i posłał
jej jasny uśmiech. Oboje wiedzieli też, że spędzą
zimę razem, naśmiewając się z deszczu. Naprawdę
spędzili zimę, śmiejąc się z niepogody. Rozmawiając
przez płot i obsypując się drobnymi podarkami,
które dla siebie zrobili. Staruszek rzeźbił dla niej
przepiękne zabawki, dziewczynka zaś rysowała
mu obrazki, na których piękne panie spacerowały
w słońcu i zieleni drzew, i oboje dużo się śmiali.
Lecz dnia pierwszego czerwca dziewczynka
podbiegła do płotu, by pokazać starcowi swój
nowy rysunek, a jego tam nie było. Przeczuwała
jakoś, że on już nie wróci, podbiegła więc
do pokoju, wzięła kredki i papier i napisała…

„Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł niech
wie, że go kocham. Kimkolwiek jest ten,
kto to znalazł, niech wie, że go potrzebuję.
Nie mam nawet z kim zamienić słowa,
więc ten, kto to znajdzie, niech
wie, że go kocham!”

autor nieznany